"Strach dodaje nogom skrzydeł" Wergiliusz
Po południu razem z Masonem wróciliśmy do domu. Milcząc wsiedliśmy do auta i milcząc jechaliśmy w stronę centrum. Marzyłam tylko o tym, żeby wciąć gorącą kąpiel z bąbelkami, położyć się do łóżka i w ciszy wszystko przemyśleć. Nie miałam nawet siły płakać. Na zewnątrz byłam spokojna ale w środku... toczyłam wojnę.
Jak to się w ogóle stało? Jakim cudem niedźwiedź czy cokolwiek innego mogło zaatakować autobus pełen ludzi? W rzeczywistości, to nie jest możliwe, ale w świecie w którym żyłam... widocznie tak. Może całe moje życie to jakiś horror, a teraz ludzie oglądają moje poczynania na ekranach telewizorów. Może to wszystko to jeden wielki kawał. Może zaraz ktoś wyskoczy z szafy krzycząc "Prima aprilis" i wszystko wróci do normy.
Niestety to tylko moje marzenia, które na zawsze zostaną tylko marzeniami.
Niestety to tylko moje marzenia, które na zawsze zostaną tylko marzeniami.
~*~
Przespałam całe popołudnie i około godziny 17 pojechałam do szpitala odwiedzić córkę. Przed wejściem na oddział dziecięcy wpadłam na któregoś z doktorów. Był bardzo młody (dałabym mu jakieś 25 lat, nie więcej), przystojny, miał lekki dwudniowy zarost, lśniące brązowe włosy postawione na żel, krzaczaste brwi i wyzywające spojrzenie. Ja gapiłam się na niego oniemiała, próbując sklecić sensowne znanie, za to on najzwyczajniej w świecie podał mi rękę i się przedstawił.
- Jestem doktor Damon Jeffrey, pani to z pewnością Sophie Gray, czy tak? - zapytał pewnym siebie głosem.
- Yhm... - wyjąkałam.
- Przenieśliśmy pani córkę do osobnej sali 319. To ten pokój na końcu korytarza po lewej, zaprowadzić panią?
Odzyskawszy głos rzekłam.
- Nie, dziękuję, sama trafię. - odchrząknęłam głośno - Chciałam panu z całego serca podziękować, że zajął się pan Emily...
- Proszę mów mi Damon... - położył mi rękę na ramieniu - ... i to nic takiego, taki mam zawód.
- Tak wiem, ale mimo wszystko dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Emily to wspaniała dziewczynka, jest inteligentna i śliczna, pewnie po mamie...
O niee! Zarumieniłam się... I to w takiej sytuacji?!
- Emily chyba jednak jest bardziej podobna do swojego taty, przynajmniej tak wszyscy mówią. - zgrabnie wybrnęłam.
- Ja mam swoje zdanie... - powiedział po czym mrugnął porozumiewawczo, wyminął mnie i wyszedł z oddziału.
Potrząsnęłam głową odrzucając sprzeczne myśli, które zdążyły się już tam nagromadzić i ruszyłam do sali 319.
Gdy weszłam do pokoju nie ujrzałam córki w łóżku. Już miałam się wycofać, myśląc, że pomyliłam sale, gdy mała osóbka wyskoczyła zza drzwi i rzuciła mi się na szyję.
- Tak bardzo tęskniłam mamusiu. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Kochanie nie powinnaś wychodzić z łóżka. Bąble na brzuchu mogą pęknąć i będzie cię wtedy wszystko boleć.
- Dobrze, dobrze... - powiedziała po czym wskoczyła z rozbiegu do łóżka polowego, które lekko zaskrzypiała pod jej ciężarem - To kiedy mogę wrócić? - zapytała ponowie.
Wydawała mi się całkiem zdrowa. Jak to możliwe, że ból tak szybko minął?!
- Musisz tu jeszcze przez jakiś czas zostać, wydaje mi się, że kilka tygodni.
- Tak długo?! Ale mi się tu strasznie nudzi. - narzekała Emily, krzywiąc się przy każdym słowie.
- Musisz wytrzymać skarbie, jutro przywiozę ci coś do zabawy, może chcesz Pana Mufkę?
- Taaak! - ucieszyła się mała - Jest na moim łóżku, przywieź mi go jak najszybciej, bez niego nie zasnę.
- To powiem tacie, żeby jeszcze dziś na chwilę wpadł, może chcesz coś jeszcze? Klocki, kolorowanki?
- Może jeszcze te puzzle z "My Little Pony".
- Dobrze, przekażę tatusiowi ...
Usiadłam na łóżku Emily i przez około pół godziny rozmawiałyśmy o jej samopoczuciu, jak podoba jej się w szpitalu i czy są miłe pielęgniarki i lekarze.
Emily ku mojemu zdziwieniu najwięcej opowiedziała mi o doktorze Jaffrey'u. Jaki to on nie jest miły, jakich to kawałów nie opowiedział. I nie mówiła do niego po nazwisku, nazywała go po prostu doktor Damuś. Damuś?! Moja córka zaprzyjaźniła się z doktorem Damon'em? Jeju, to jest troszeczkę dziwne, ale trudno... przynajmniej nie będzie jej się tu nudzić.
- ... dziś powiedział, że mam bardzo ładną mamę... A po południu przyniósł mi czekoladę z nadzieniem malinowym i opowiedział śmieszną historyjkę o ...
- Zaraz, zaraz... - przerwałam jej nagle - Co powiedziałaś wcześniej?
- Yyy,... że doktor Damuś dał mi dzisiaj czekoladę.
- Nie, nie to, trochę wcześniej...
- Aaa to, doktor powiedział, że jesteś ładna.
- Naprawdę tak powiedział?
- Tak, dzisiaj po południu...
- Aha, nieważne ... - ostrzegawczy dzwonek zadźwięczał w mojej głowie - Kochanie, muszę już iść, niedługo przyjedzie do ciebie tato. Ja będę jutro o tej samej porze. - powiedziałam po czym pocałowałam Emily w policzek i zaczęłam szykować się do wyjścia.
- Dobrze, tylko powiedz mu, żeby nie zapomniał Pana Mufki i puzzli - przypomniała jeszcze Emily po czym powiedziała, gdy już wychodziłam - Kocham cię mamo!
Do oczu cisnęły mi się łzy, ale przełknęłam je dzielnie i rzekłam.
- Ja też cię kocham skarbie...
Gdy weszłam do pokoju nie ujrzałam córki w łóżku. Już miałam się wycofać, myśląc, że pomyliłam sale, gdy mała osóbka wyskoczyła zza drzwi i rzuciła mi się na szyję.
- Tak bardzo tęskniłam mamusiu. Kiedy będę mogła wrócić do domu?
- Kochanie nie powinnaś wychodzić z łóżka. Bąble na brzuchu mogą pęknąć i będzie cię wtedy wszystko boleć.
- Dobrze, dobrze... - powiedziała po czym wskoczyła z rozbiegu do łóżka polowego, które lekko zaskrzypiała pod jej ciężarem - To kiedy mogę wrócić? - zapytała ponowie.
Wydawała mi się całkiem zdrowa. Jak to możliwe, że ból tak szybko minął?!
- Musisz tu jeszcze przez jakiś czas zostać, wydaje mi się, że kilka tygodni.
- Tak długo?! Ale mi się tu strasznie nudzi. - narzekała Emily, krzywiąc się przy każdym słowie.
- Musisz wytrzymać skarbie, jutro przywiozę ci coś do zabawy, może chcesz Pana Mufkę?
- Taaak! - ucieszyła się mała - Jest na moim łóżku, przywieź mi go jak najszybciej, bez niego nie zasnę.
- To powiem tacie, żeby jeszcze dziś na chwilę wpadł, może chcesz coś jeszcze? Klocki, kolorowanki?
- Może jeszcze te puzzle z "My Little Pony".
- Dobrze, przekażę tatusiowi ...
Usiadłam na łóżku Emily i przez około pół godziny rozmawiałyśmy o jej samopoczuciu, jak podoba jej się w szpitalu i czy są miłe pielęgniarki i lekarze.
Emily ku mojemu zdziwieniu najwięcej opowiedziała mi o doktorze Jaffrey'u. Jaki to on nie jest miły, jakich to kawałów nie opowiedział. I nie mówiła do niego po nazwisku, nazywała go po prostu doktor Damuś. Damuś?! Moja córka zaprzyjaźniła się z doktorem Damon'em? Jeju, to jest troszeczkę dziwne, ale trudno... przynajmniej nie będzie jej się tu nudzić.
- ... dziś powiedział, że mam bardzo ładną mamę... A po południu przyniósł mi czekoladę z nadzieniem malinowym i opowiedział śmieszną historyjkę o ...
- Zaraz, zaraz... - przerwałam jej nagle - Co powiedziałaś wcześniej?
- Yyy,... że doktor Damuś dał mi dzisiaj czekoladę.
- Nie, nie to, trochę wcześniej...
- Aaa to, doktor powiedział, że jesteś ładna.
- Naprawdę tak powiedział?
- Tak, dzisiaj po południu...
- Aha, nieważne ... - ostrzegawczy dzwonek zadźwięczał w mojej głowie - Kochanie, muszę już iść, niedługo przyjedzie do ciebie tato. Ja będę jutro o tej samej porze. - powiedziałam po czym pocałowałam Emily w policzek i zaczęłam szykować się do wyjścia.
- Dobrze, tylko powiedz mu, żeby nie zapomniał Pana Mufki i puzzli - przypomniała jeszcze Emily po czym powiedziała, gdy już wychodziłam - Kocham cię mamo!
Do oczu cisnęły mi się łzy, ale przełknęłam je dzielnie i rzekłam.
- Ja też cię kocham skarbie...
~*~
Następnego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy więc przed śniadaniem poszłam na spacer do parku, który rozciągał się przed naszym domem. Na paluszkach zeszłam po schodach, żeby nie obudzić Masona; zerknęłam na zegarek - dopiero 7:17. Zdziwiłam się, zwykle w soboty śpię do dziewiątej. Na dwór wyszłam w dresach i bluzce na ramiączkach, a że była już jesień, ciasno okryłam się płaszczem. O tej porze słońce nieśmiało wychylało się z pomiędzy drzew, ale niezwykle raziło w oczy. Na okrytych zeschłymi liśćmi dróżkach przechadzali się aktywni emeryci. Dwie kobiety i jeden mężczyzna, wszyscy wyglądali jak zdrowo po osiemdziesiątce, dlatego zdziwił mnie widok młodego mężczyzny czytającego książkę na jednej z drewnianych ławek. Tak oślepiało mnie słońce, że nie mogłam dojrzeć kto to taki. Jednak gdy go minęłam on zawołał mnie po imieniu. Zdziwiona odwróciłam głowę. Za mną stał nie kto inny jak doktor Damon ze swoim wyzywającym spojrzeniem.
- Sophie, a co ty tu robisz o tej porze? - zapytał gdy znalazłam się już dostatecznie blisko niego.
Poczułam intensywny i przyjemny zapach jego wody kolońskiej, od której lekko zakręciło mi się w głowie.
- Strasznie boli mnie głowa, musiałam wyjść na krótki spacer. A ty co tutaj robisz tak wcześnie?
- Eee, jak widzisz czytam... - zza pleców wyciągnął jakieś grube tomiszcze i podał mi je.
Pospiesznie je obróciłam. Moim oczom ukazała się dobrze znana okładka książki "Cień wiatru" Carlosa Ruiza Zafona. Wróciły wspomnienia. Podniosłam oczy a tuż przy swojej twarzy, zdecydowanie za blisko jak na moje oko, błyszczały oczy Damona. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jego zapach kusił, a gdy zerknęłam na jego usta ... cofnęłam się szybko o krok, żeby nie dopuścić do tragedii.
- Yhm... Masz dobry gust, ta książka wiele mnie nauczyła, przeczytałam ją jako nastolatka, ale pamiętam jakby to było wczoraj...
- To moja ulubiona książka, czytam ją już z dziesiąty raz, nigdy mi się nie znudzi...
... i zapadła taka okropna, "bębniąca" w uszy cisza. Pierwszy opamiętał się Damon, wyciągnął rękę po swoją książkę, przy czym musnął mnie lekko w rękę, przez całe moje ciało przeleciał przyjemny dreszczyk.
- Muszę już iść, za kilka godzin mam spotkanie... Miło było się spotkać Sophie, do zobaczenia. - powiedział po czym machając do mnie odwrócił się i niezwykle szybko zniknął w innej alejce. Nawet nie zdążyłam powiedzieć mu "cześć". Pozostawił mnie w transie, dalej czułam jeszcze jego zapach, taki ... męski i niebezpieczny.
Nagle zrobiło mi się słabo, usiadłam pospiesznie na ławce i podparłam głowę na łokciach. Co się ze mną dzieje? Nigdy żaden mężczyzna tak na mnie nie działam, chyba, że Mason zanim zaczęliśmy się spotykać. Dalej kocham Masona, ale nasze wspólnie spędzone pięć lat odebrało naszemu związkowi nieprzewidywalność i tajemniczość... CO JA W OGÓLE MÓWIĘ?! Kocham Masona i żaden pociągający doktorek tego nie zmieni. "Prawie doszło do pocałunku" - niebezpiecznie zadźwięczało w mojej głowie. "Wcale nie, miałam wszystko pod kontrolą" - krzyczał we mnie. "Nie bądź tego taka pewna, nie wiesz co by się stało gdyby to on zrobił pierwszy krok" - wyszeptał ukryty diabełek gdzieś głęboko w moim wnętrzu, dotychczas dobrze strzeżony, teraz wydobył z siebie głos.
Przetarłam oczy i ślamazarnie podniosłam się z ławki. Ból głowy zniknął ale poczucie winy zagościło w moim sercu. Nie mógł podobać mi się doktor Damon, miałam przecież Masona, którego kochałam ponad wszystko. Muszę sobie obiecać, że będę jak ognia unikać Damona, nawet podczas codziennych wizyt w szpitalu. Bo może niedługo stanie się tragedia...
Poczułam intensywny i przyjemny zapach jego wody kolońskiej, od której lekko zakręciło mi się w głowie.
- Strasznie boli mnie głowa, musiałam wyjść na krótki spacer. A ty co tutaj robisz tak wcześnie?
- Eee, jak widzisz czytam... - zza pleców wyciągnął jakieś grube tomiszcze i podał mi je.
Pospiesznie je obróciłam. Moim oczom ukazała się dobrze znana okładka książki "Cień wiatru" Carlosa Ruiza Zafona. Wróciły wspomnienia. Podniosłam oczy a tuż przy swojej twarzy, zdecydowanie za blisko jak na moje oko, błyszczały oczy Damona. Wpatrywał się we mnie intensywnie, jego zapach kusił, a gdy zerknęłam na jego usta ... cofnęłam się szybko o krok, żeby nie dopuścić do tragedii.
- Yhm... Masz dobry gust, ta książka wiele mnie nauczyła, przeczytałam ją jako nastolatka, ale pamiętam jakby to było wczoraj...
- To moja ulubiona książka, czytam ją już z dziesiąty raz, nigdy mi się nie znudzi...
... i zapadła taka okropna, "bębniąca" w uszy cisza. Pierwszy opamiętał się Damon, wyciągnął rękę po swoją książkę, przy czym musnął mnie lekko w rękę, przez całe moje ciało przeleciał przyjemny dreszczyk.
- Muszę już iść, za kilka godzin mam spotkanie... Miło było się spotkać Sophie, do zobaczenia. - powiedział po czym machając do mnie odwrócił się i niezwykle szybko zniknął w innej alejce. Nawet nie zdążyłam powiedzieć mu "cześć". Pozostawił mnie w transie, dalej czułam jeszcze jego zapach, taki ... męski i niebezpieczny.
Nagle zrobiło mi się słabo, usiadłam pospiesznie na ławce i podparłam głowę na łokciach. Co się ze mną dzieje? Nigdy żaden mężczyzna tak na mnie nie działam, chyba, że Mason zanim zaczęliśmy się spotykać. Dalej kocham Masona, ale nasze wspólnie spędzone pięć lat odebrało naszemu związkowi nieprzewidywalność i tajemniczość... CO JA W OGÓLE MÓWIĘ?! Kocham Masona i żaden pociągający doktorek tego nie zmieni. "Prawie doszło do pocałunku" - niebezpiecznie zadźwięczało w mojej głowie. "Wcale nie, miałam wszystko pod kontrolą" - krzyczał we mnie. "Nie bądź tego taka pewna, nie wiesz co by się stało gdyby to on zrobił pierwszy krok" - wyszeptał ukryty diabełek gdzieś głęboko w moim wnętrzu, dotychczas dobrze strzeżony, teraz wydobył z siebie głos.
Przetarłam oczy i ślamazarnie podniosłam się z ławki. Ból głowy zniknął ale poczucie winy zagościło w moim sercu. Nie mógł podobać mi się doktor Damon, miałam przecież Masona, którego kochałam ponad wszystko. Muszę sobie obiecać, że będę jak ognia unikać Damona, nawet podczas codziennych wizyt w szpitalu. Bo może niedługo stanie się tragedia...
~*~
Aby nie myśleć o przykrej sytuacji w parku, zaraz po powrocie do domu zabrałam się za gotowanie obiadu. Pomyślałam, że dawno nie przyrządzałam kurczaka, a w zamrażalce akurat znalazłam jednego. Najpierw go oczyściłam i umyłam w zimnej wodzie, a później przyprawiony trafił do rozgrzanego piekarnika. Następnie zabrałam się za ziemniaki, obrane i pokrojone wrzuciłam do frytkownicy. W lodówce między ogromnym słoikiem miodu a puszkami tuńczyka znalazłam pomidory i czerwoną paprykę. Pokrojone drobno w kostkę przełożyłam do dużej, szklanej miski i doprawiłam posiekaną cebulą, oliwą, kminkiem, solą i pieprzem.
Gdy kurczak zaczął się ładnie rumienić a całą kuchnie wypełniał jego aromat na dół przybiegł Mason z wystawionym językiem. Najpierw podbiegł do mnie i pocałował namiętnie a później zerknął do piekarnika z błyszczącymi oczami.
- Pięknie wygląda i ... pachnie. Jak to się stało, że zabrałaś się tak wcześnie za obiad? - zapytał odwróciwszy się w moją stronę.
- Rano bolała mnie głowa, więc wstałam wcześniej niż zwykle, a że trochę mi się nudziło wyciągnęłam z zamrażalki kurczaka i Taa Daam! - wskazałam zamaszystym ruchem na piekarnik i skwierczące we wnętrzu mięso.
- Moja kochana żona, co ja bym bez ciebie zrobił? - podszedł do mnie i pocałował, tym razem w policzek - Kocham cię... - wyszeptał mi do ucha, gdy nagle zadźwięczał dzwonek jego telefonu. Z cierpiętniczą miną wyciągnął komórkę z kieszeni jeansów i przyłożył do ucha. Byłam na tyle blisko żeby usłyszeć każde słowo wydobywające się z jego telefonu.
- Dzień dobry! Dzwoni sierżant Benfield. Czy mam przyjemność z Masonem Gray'em?
- Przy telefonie... - odezwał się zachrypnięty głos męża.
- Chciałbym powiadomić pana i pana żonę o możliwości odwiedzenia miejsca wypadku, jeśli państwo będą chcieli bardziej przypatrzyć się tej sprawie. Zdarzenie miało miejsce na autostradzie między Kent a Auburn. Państwo są z Olympii? - zapytał sierżant.
- Tak. - krótko rzekł Mason.
- W takim razie to jakaś godzina drogi. Czekamy na państwa...
- Niedługo będziemy, dowiedzenia. - powiedział Mason po czym nacisnął na czerwoną słuchawkę swojej komórki. Włożył ją do kieszeni i podniósł wzrok na mnie. Byłam trochę roztrzęsiona, nie wiem czy potrafiłabym się nie rozpłakać gdybym się tam znalazła. Ale z drugiej strony chcę wiedzieć jak to wszystko się stało.
- Nie musisz jechać jeśli nie chcesz Sophie, ja wrócę za niecałe dwie godziny.
- Nie ma mowy, jadę z tobą. - powiedziałam pewnym głosem - Ale najpierw zjemy obiad, nie po to go robiłam, żeby teraz wszystko ostygło. Wolisz udko, skrzydełko czy pierś?
- A myślałem, że już nigdy nie zapytasz... - uśmiechnął się szeroko i podbiegł do drewnianej szafki. Wyciągnął z niej talerz i zaczął nakładać sobie jedzenie. Poszłam w jego ślady, kątem oka obserwując, że Mason cieszy się jak dziecko. Takiego go najbardziej kochałam, wiecznie młodego chłopca, chłopca, którego poznałam jako nastolatka i kocham do dziś. Ciepło rozlało się po moim sercu. "Kocham cię Mason" - miałam ochotę powiedzieć, ale powstrzymałam się widząc jaki jest szczęśliwy przeżuwając kurczaka, a frytki do ust wkładał sobie tak szybko jakby od miesiąca nic nie jadł. Mój kochany, wiecznie głodny mąż.
***
Wreszcie udało mi się wpleść gdzieś doktora Damona. Mam nadzieję, że jego osoba przypadnie wam do gustu i że pewne kwestie niewyjaśnione w tym lub poprzednim rozdziale zostaną wyjaśnione w kolejnym. Nie wiem ile zajmie mi pisanie następnego, ale mam nadzieję, że nie więcej niż miesiąc. Zdaje sobie sprawę, że jeszcze mało z tego opowiadania pojmujecie i wszystko jest trochę zagmatwane, ale o to właśnie mi chodziło :P Pomalutku będziecie dowiadywać się prawdy. A może niektórzy już coś podejrzewają? ...